Podobno prywata sprzedaje się najlepiej. W takim razie parę słów z przed i wiośnia. Co w trawie piszczy?
Nie ma mnie, bo…
Znikam
bo działam
za dużo.
TAM, nie TU
Wypalam się
Rezygnuję z A (a miało być dobre),
kiedy przyjdzie czas na B?
Już chcę powiedzieć: “B, dzięki, było wyczerpująco i dłużej nie dam rady”,
a później myślę: “a, pociągnę jeszcze troszkę i zobaczę, co to będzie”.
No więc ciągnę B, bo okazało się C i D.
Tak to wygląda. Jak robić wszystko, co robię i nie zwariować?
Mówią, że im więcej zadań, tym lepiej gospodarujemy naszym czasem.
TAK i NIE.
Trzeba bardzo dobrze planować, w zasadzie zostać mistrzem planowania i myślenia na zapas…
To nie takie łatwe (i męczące) zwłaszcza, jeśli…
… się nie dosypia
i…
… nie dojada, bo nie ma kiedy gotować albo (i) się nie chce. A “miastowe” to nie to samo i ileż można.
A co gdy do tego jeszcze nie ładuje się sztuką,
czy jakimś tam twórczym działaniem?
STRASZNOŚĆ.
Jest ciężko. Patrz poniżej:

spalona po marcu-kwietniu, w końcu doznałam odcięcia
takiego osobistego samo-pełno-spalenia
Wiosność
Dni przerwy zmieniły trochę na lepsze. Kolejne może też zmienią. Zrobiło się trochę spokojniej, na chwilę.
Trzeba panować nad myślaczkami:
“A, bo żeby zrobić TO, to muszę załatwić TO i TAMTO.
W piątek mam zaplanowane spotkanie, trzeba znaleźć odpowiednie miejsce.
Czas w końcu ogarnąć bilety na podróż.”
I takie tam. To trudne. To nieustanna droga. Dwa kroki w przód, trzy w tył.
A myślaczki (i ludzie) pożerają energię. Dlatego tak lubię bez-ludność.
Koniec tej prywaty.
Idę sobie (za)kwitnąć…

Show must go on. Jutro od nowa.
A Ty płoń tylko w słusznej sprawie,
w takiej przemyślanej
albo chociaż odsercowej